Przygoda z Naturą

WYBRZEŻE TUŃCZYKÓW I NIE TYLKO...

           Niektóre wyjazdy wędkarskie na ryby, są planowane i realizowane bardzo szybko. Niekiedy jak to się potocznie mówi – z dnia na dzień czyli „od ręki”. Ale nie wszystkie, a szególnie te zagraniczne, które wymagają nieraz długich przemyśliwań, poszukiwań, analiz i zasiegania informacji u innych wędkarzy.
    Ale co najważniejsze – „wymagają” uzyskania akceptacji u „najwyższych władz”, czyli naszych pań, które powiedzmy sobie tak po cichu, nie powinny za bardzo wiedzieć ile ta „zabawa” w rybki będzie kosztowała. Bo po co psuć im nastrój a także humor na najbliższe miesiące i wysłuchiwania tego ile to ciuszków można by za taką wyprawę kupić, których i tak w swoich szafach mają za dużo? Czasem trzeba niestety paniom obiecać kupno czegoś ekstra (oczywiście dla pani). No ale jak to się mówi - coś za coś. Mnie takie „coś” po wyprawie na Alaskę w 2005 roku „kosztowało” zakup nowej lodówki i to takiej jaką sobie moja żona zamarzyła. Ale to był dobry wybór z jej strony bo do dzisiaj dobrze nam służy......szczególnie do przechowywania zwędkowanych ryb!
    Ale wracajmy do tematu czyli wędkarskich wyjazdów, kiedy to nieraz przysłowiowy łut szczęścia, jedno kliknięcie na klawiaturze komputera potrafią doprowadzić do realizacji ciekawej wyprawy na ciekawe łowisko i taaaakie ryby!
    Nie inaczej było z wyjazdem na „Wybrzeże Tuńczyków” do ......No właśnie, zachowajmy przez chwilę jeszcze tę jakże uroczą otoczkę tajemnicy wędkarskiej.02-Wojek i Jozek na plazy Arenal w Pedasi - stad wyplywalismy na ryby
    Kiedy w styczniu 2011 roku wróciliśmy z jakże udanego wędkowania z Kostaryki*, rozpoczęły się wkrótce po tym wśród naszej grupy wędkarzy dyskusje gdzie jechać na następne zagraniczne wędkowanie. Propozycji jak zawsze było wiele – Gwatemala, Belize, Norwegia a może jeszcze raz do Kostaryki (tylko w inny rejon)? Ale to wszystko (oprócz Kostaryki) były „białe plamy wędkarskie”, gdyż nikt z nas ani naszych znajomych wędkarzy, nie wędkował w tych miejscach. I tak na tych dyskusjach i poszukiwaniach, minął nam ten rok jak i następny (2012).
    W marcu 2013 roku „buszowałem” po internecie przeglądając oferty wędkarskie w państwach o których wspomniałem wyżej. Były ciekawe, ale tylko pod względem „atrakcyjnych obietnic” – którym tak do końca, po dotychczasowych doświadczeniach po prostu nie za bardzo wierzę. A już ceny takich tygodniowych pobytów, były niekiedy chyba dostępne dla tych wędkarzy mających konta z dużą ilością zer (oczywście po jakiejś dowolnej cyfrze przed nimi)! W kolejnym dniu surfowania po internecie, nacisnąłem na link o wędkowaniu polskich wędkarzy w Pedasi (na Wybrzeżu Tuńczyków) w, no właśnie – w kraju którego absolutnie nie braliśmy pod uwagę czyli w ....Panamie!  Niezwykle ciekawy artykuł poparty zdjęciami przyrody, pięknych i rzadkich okazów ryb, które są marzeniem każdego wędkarza zadecydował, że natychmiast podjąłem decyzję co do wyjazdu w tamten rejon wędkowania. Za wyjazdem do Panamy przemawiała także możliwość podziwiania tropikalnej bujnej przyrody, dziko porastającej wzgórza Panamy i wdzierającej się nachalnie na pobocza dróg z orgią kolorowych kwiatów postępujących za nią. Rządzą tu wszechobecne i piękne hibiskusy reprezentowane przez ponad 220 gatunków. Za wyjazdem do tego kraju przemawiała także okazja zwiedzania starej części miasta Panama (Casco Antiquo), nowoczesnego centrum a przede wszystkim możliwość obejrzenia na własne oczy fragmentu Kanału Panamskiego.
       Ale ta wyprawa głównie z myślą o wędkowaniu na „game fish” (duże i rzadko wędkowane ryby), zaskoczyła nas różnorodnością sytuacji, które wcześniej trudno było sobie wyobrazić. No cóż, „tam gdzie drwa rąbią tam i wióry lecą” jak mówi staropolskie przysłowie. Bo podczas każdej podróży należy się liczyć z niespodziewanymi sytuacjami tak pozytywnymi jak i takimi, o których chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Takie jest prawo podróżowania, które w wielu sytuacjach jest niezależne od nas.
    Niestety, w artykule o wyjeżdzie naszych rodaków z Polski do Pedasi, nie podano żadnych danych odnośnie ceny wyjazdu, rezerwacji łódek, czy też nazwy ośrodka lub motelu gdzie mieli swoją bazę. Na szczęście podany był adres organizatora wyprawy (jedno z biur w Polsce oferujące wyjazdy wędkarskie po całym świecie) więc mając nadzieję uzyskania tychże informacji dzwonię do Polski. Rozmowa miła i wysoce dyplomatyczna, gdyż oragznizator nie chciał podać mi żadnych danych, oferując w zamian swoje usługi. Na moje usilne prośby z wielkim ociąganiem podał mi nazwę ośrodka, gdzie mieli swoją bazę wspomniani Polacy – Los Destiladeros. Niestety, na internecie, ośrodek ten wyglądał mizernie, troche zaniedbany i oferujący zbytnio „spartańskie” warunki pobytu.
     Ponownie wertuję oferty moteli i prywatnych domków do wynajęcia, tym razem zawężając swoje poszukiwania tylko do miasteczka w Pedasi. Wybór mój ostatecznie padł na rodzinny mały hotelik w Pedasi – Casita Margarita, oferujący także rezerwację łódek, śniadania i możliwość zamrożenia zwędkowanych ryb.
    Szybka kalkulacja koszt05-Zdjecie mahi-mahi pod woda - podczas holowaniaów pobytu w hotelu, wynajęcia łódek, wyżywienia i biletu lotniczego wykazuje cenę o 1/3 niższą aniżeli ta, oferowana przez biuro w Polsce. Pozostało mi tylko zebrać skład (a z tym nieraz nie jest to łatwe) i opracować całą logistykę wyprawy.
   Pierwszy (w kwietniu 2013) jak zwykle potwierdza swój udział niezawodny Wojtek Palczewski. Na początku mają swój udział zgłasza Józek Krek a pod koniec tego miesiąca – Ryszard Grzesik. Kolejnych dwóch Taduszów i Mirek, ostatecznie zrezygnowało – domyślam się, że „zdecydowały” za nich ich towarzyszki życia, utwierdzając ich w tym, że najkorzystniej i lepiej dla rybek (to na pewno prawda!) lepiej będzie dla nich, jeżeli nie pojadą do tego „dzikiego” kraju z komarami roznoszącymi malarię.
    Na spotkaniu u mnie 30 maja 2013, ustalamy datę wyjazdu na listopad 14 do 21 (biorąc pod uwagę pogodę i ryby żerujące w tym okresie w tamtym rejonie), program pobytu, nieobowiązkowe szczepienia, dokonujemy rezerwacji lotniczej, rezerwacji samochodu w biurze wynajmu na lotnisku a także rezerwacji hoteli w Panama City, gdzie zamierzamy spędzić w sumie 3 noce. Dzień później otrzymuję potwierdzenie rezerwacji pokojów w hotelu Casita Margarita w Pedasi i informację dotyczącą rezerwacji łódek, którą można dokonać dopiero po 1 listopada.06-Jozek i jego yellowfin tuna-Pacyfik-listopad-2013-Panama
    Dwa dni później na wyjazd decyduje się mój syn – Konrad oraz jego kolega – Tadeusz M, którzy dzień później wykupują bilety na lot do Panama City. A dopiero w połowie czerwca, bilety wykupuje Ryszard i Józek, choć już po nieco wyższej cenie aniżeli reszta grupy.
    Wielkiego pecha miał Konrad, który całkiem niespodziewanie, zostaje zwoniony z pracy z powodu słabej koninktury ekonomicznej firmy w której pracuje. Kilka dni później, także Tadeusz M. z powodów rodzinnych, musiał także zrezygnować z wyjazdu. Pozstaje mi tylko odwołać rezerwację jednego pokoju w hotelach i wreszcie jesteśmy we czterech gotowi na wyjazd choć mnie czeka jeszcze jakże ulubiony wyjazd do Polski na 4 miesiące i wędkowanie tam o czym pisałem o tym w tygodniku „Plus”, parę miesięcy temu.
    Po spokojnym locie, lądujemy 14 listopada 2013 roku tuż przed północą w mieście Panama City, stolicy Panamy i z bagażami udajemy się do biura Thrifty Car Rental, aby odebrać zarezerwowany na 7 dni samochód. Cena przy odbiorze grubo przekracza tą internetową, która nie podaje ceny ubezpieczenia. Nie mamy wyjścia, więc po udowadnianiu przedstawicielowi biura, że cena wynajmu zawiera także wypożyczenie nawigacji opłaconej dodatkowo przy rezerwacji, odbieramy naszą „terenową” Toyotę.
     Prosimy go także o sprawdzenie nawigacji przez wprowadzenie adresu hotelu w mieście gdzie mamy spędzić pierwszą noc. Niestety, ma z tym problem i po 10 minutach proponuje nam podwiezienie nas do hotelu wraz z kolegą jadącym drugim autem. I całe szczęście, bo sami byśmy tam pewnie nie dotarli nawet nad ranem. A to dlatego, że adres hotelu podany jest jako dwie krzyżujące się ulice (bez numeru budynku), a ponadto okolice hotelu są częściowo zamknięte i tak rozkopane, że przypominają raczej labirynt okopów aniżeli normalną ulicę. Nasz GPS (marki Germini) z całą pewnością z tą miejską pułapką by sobie nie poradził.
    Hotel Aramo, tak się ma do informacji i zdjęć podanych na internecie, jak dzień do nocy.  lStary, niezbyt schludny z zardzewiałą lodówką, z parkingiem na ulicy (miał być prywatny) mógł się pochwalić jedynie ładnymi czarnoskórymi recepcjonistkami, które na nasze zarzuty, potrafiły tylko powiedzieć to wszechobecne słowo – sorry! Ale nic to nie zmieniło za wyjątkiem.....wzrostu adrenaliny na ich widok.
    Rano próbujemy w hotelu nastawić adres motelu w Pedasi ale bez skutku i dlatego decydujemy się pojechać do głównego biura Thrifty Car Rental w mieście, w celu reklamacji. Jak tam dojechaliśmy? Proszę o to nie pytać, bo nie umiem na to odpowiedzieć. Po karkołomnej jeździe zatłoczonymi, wąskimi ulicami, których oznakowanie urąga wszelkim podstawowym standardom, po wielokrotnym zasięganiu „języka” u przygodnych tubylców (dzięki za moją podstawową znajomość hiszpańskiego) docieramy wreszcie do biura, gdzie jego przedstawiciel po kilku próbach stwierdził, że trzeba nastawiać „ten wynalazek” na zewnątrz budynku, lub w samochodzie i wtedy dopiero zadziała. Wyruszamy więc w dalszą drogę do Pedasi, kierując się trochę zdrowym rozsądkiem, trochę znakami przy drodze, trochę kierunkami świata bo na GPS, który ma chyba nieuaktualniony program od lat, nie za bardzo można liczyć.
    Na szczęście, tuż za rogatkami miasta niezła droga (Carretera Panamericana) prowadzi nas już bez problemów w kierunku Pedasi. Prawie przez całą drogę na horyzoncie towarzyszyć nam będą małe góry pokryte gąszczem zieleni, bujnej i soczystej gdyż jest to koniec pory deszczowej, o czym przypominają naburmuszone siwe chmury dające od czasu do czasu upust swojego żalu w postaci wylewanych kubłów wody na otaczającą przyrodę. Krajobraz mijanych miasteczek nie odbiega od widoku innych miast Ameryki Środkowej. No, może ciut czyściej, ale bieda - taka sama i widoczna wszędzie. Mimo wszystko, daleko jej jednak do dna biedy, z którą miałem możliwość zetknąć się w Peru.
    Po kilku godzinach jazdy, kilkadziesiąt kilometrów przed Pedasi, jednopasmowa droga (Carretera Nacional), doprowadza nas do celu.10-Wojtek walczy z rekinem-Pacyfik-Pedasi-Panama-2013
    Hotel Casita Margarita, znajdujący się przy tej drodze nietrudno jest znaleźć w miasteczku gdzie jest niewiele ulic, mały rynek, jeden supermarket (nazwijmy go tak trochę umownie), kilka motelików i 2500 mieszkańców. Tu wszyscy się znają i wiedzą na pamięć gdzie i co się znajduje więc docieramy do hotelu bez problemu.    Casita Margarita, to bardzo przytulny hotelik, prowadzony przez Lisę i Teda, którzy przybyli tu na stałe z…..Hawaii! Kupili ten hotel, szukając uprzednio w innych krajach.  Bardzo szybko wrośli w klimat tego miasteczka i stworzyli wspaniałą rodzinną atmosferę w hoteliku, którego właścicielami są zaledwie od paru miesięcy.
   A jedną z recepcjonistek jest Melinda, która przyjechała tu także na stałe wraz z mężem z Denver w Kolorado. Tu kupili dom, wyremontowali go i tu zapuszczają korzenie, ceniąc sobie przyrodę, ciszę, spokój i bezstresowe życie. Tylko co tu robić wieczorami, kiedy zmrok w tropiku zapada już o 6 pm? A może ten wczesny zmrok ma wpływ na duży przyrost naturalny, tak c11-Podwodne zdjecie rekina Wojtka-Pacyfikharakterystyczny także wśród innych krajów tego rejonu? Może wyjaśnią to kiedyś demografowie?
    Jeszcze tego samego dnia jedziemy na plażę, aby obejrzeć łódki (typu – panga) którymi będziemy wypływać na wędkowanie. Z dwoma kapitanami łódek, używając przy tym bardziej rąk aniżeli słów (uff nie było łatwo) umawiamy się na spotkanie w naszym hotelu wieczorem aby z tłumaczem, uzgodnić szczegóły wędkowania.
    Po uzgodnieniu ceny i innych detali, wypływamy następnego poranka (16 listopada) na pierwsze wędkowanie z plaży Arenal. Ale żeby wypłynąć w ocean, najpierw trzeba pomóc zepchnąć z plaży łódkę do wody bo są one na noc wyciągane z wody na piasek przez samochody, które rano mogą je dociągnąć ale tylko blisko wody.
    Po prawie dwugodzinnym płynięciu ”w ocean” (Pacyfik), wreszcie kapitan łajby (trudno ją inaczej nazwać) - Marcelo  (jak się okazało – najlepszy) zwalnia i ustawia trzy wędki na troling. Za przynetę służą nam różnego rodzaju sztuczne świecidełka, na ktore dają się nabrać z łatwością, szybkie i wszechobecne na wszystkich akwenach globu ryby o nazwie - dolphin (Coryphaena hippurus), popularnie zwane mahi-m13-Kapitan Marcelo-Jozek i Wojtek na bezmiarze Pacyfiku-Pedasi-Panama-listopad-2013ahi. W tym dniu wędkuję na łódce z Józkiem Krekiem (na drugiej łódce Wojtek wędkował z Rysiem), ciesząc się często walką z tą waleczną rybą, która niejednokrotnie po zahaczeniu, wyskakuje nad powierzchnię oceanu, wywijając przy tym różne piruety i walczy do końca o swój los, mając nadzieję na uratowanie się. Niestety daremne, bo przy tak doświadczonych wędkarzach jak Józek i ja, praktycznie nie mają żadnych szans. Kiedy przyholowywujemy je blisko łodzi, podziwiamy z zachwytem ich przepiękne barwy, mieniące się w błękitnych wodach Pacyfiku, pełną barwą rozjaśnionej tęczy. Wyglądają przed wyciągnięciem ich z wody jakby były nafosworyzowane lub miały światełko w żołądku!
    O 2 pm (kiedy w pojemnikach mamy już 12 mahi-mahi), kapitan Marcelo sugeruje nam powrót do naszej plaży, gdyż często spoglądając na niebo, obserwujemy z niepokojem burzowe chmury na tle których rządziły niepodzielnie, zygzaki piorunów. Na szczęście żaden nie trafił w nasze wędki (najwyższy punkt na tym bezmiarze oceanu!), ale nie obyło się bez tropikalnej ulewy przed którą nie 14-Wojtek z bonito -Pedasi-2013było schronienia, bo łódka nie miała daszka - o kabinie nawet nie wspominając.
   O czyszczenie ryb nie musimy się martwić, gdyż Marcelo, kilkadziesiąt metrów od brzegu wszystkie je wyczyścił i pierwsze filety tej wspaniałej rybki rozpoczeły swoje „leżakowanie” w hotelowej zamrażarce. A wrzucane do oceanu resztki z oczyszczonych ryb były powodem jak zawsze prawdziwej ptasiej walki o byt. Z reguły, pierwsze dopadały resztek ryb wszechobecne pelikany, które pływały blisko łódki, bez odrobiny lęku w czym pomagała ich niezwykła żarłoczność. Ale wiele razy kiedy próbowały przez podnoszenie dzioba do góry, wrzucić resztki ryb do „wora” pod dziobem, fruwające koło nich mewy, wyszarpywały z ich dziobów, kawałki ryb, które częściowo były z kolei „kradzione” z ich dziobów przez fruwające nad nimi z wielką gracją – fregaty. Ptasiego wrzasku przy tym co niemiara, choć bez jakichkolwiek ptasich bójek. Widocznie wkalkulowane to było w ptasi rytuał zdobywania pożywienia.
    Nasi koledzy też mieli dobry dzień i kilka ich mahi-mahi, także musiało uznać ich umiejętności wędkarskie. Po zakończeniu wędkowania, chcemy zapłacić uzgodnioną cenę obu kapitanom. Oni absolutnie nie chcą przyjąć żadnych pieniędzy. Dopiero po paru minutach zrozumiałem ich, że mamy zapłacić Tedowi. Zapłaciliśmy ale…..drożej aniżeli to uzgodniliśmy z kapitanami wczoraj. Bo Ted to pośrednik, więc i swoją „dolę” dołożył do uzgodnionej ceny!
    W następnym dniu, 17 listopada, decydujemy się na popłyniecie kilkanaście mil od Pedasi na wędkowanie gruntowe z dna (buttom fishing) przy maleńkiej skalistej wysepce. Tym razem będę wędkował z Wojtkiem a Józek z Rysiem na drugiej łódce. Kapitan odradza nam to wędkowanie, gdyż według niego to nie ta pora na ten rodzaj wędkowania i na ryby na które chcemy zawędkować. Upieramy się jednak przy naszej decyzji, mając nadzieję na zwędkowanie takich okazów (nasze marzenie) jak: northern red snaper (Lutjanus campechanus) ,cubera snapper (Lutjanus cyanopterus), giant grouper fish (Epinephelus lanceolatus), pacyfic goliat grouper (Epinephelus quinquefasciatus) czy też roosterfish (Nematistius pectoralis), którą miałem okazję zwędkować z Wojtkiem w Kostaryce. Mimo jednak „biczowania” wody poperami i wędkowania z dna, udaje się nam zwędkować zaledwie po jednej pacific bonito (Sarda chiliensis lineolata), które Marcelo, przeznacza na przynetę umocowaną na lince do dużego plastikowego pojemnika pływającego w wodach oceanu koło wspomnianej wysepki. Po godzinie, z bonity zostaje tylko kawałek (reszta odgryziona) ale ryba która ją zaatakowała, niestety nie zaczepiła się na haczyku.      
     Pod koniec wędkowania, potężne szarpnięcie na wędce Wojtka, podcięcie i wygięte mocno wędzisko, daje nadzieję na zwędkowanie pięknego okazu. Po prawie półgodzinym holowaniu, pod powierzchnią wody dostrzegamy wielkiego rekina - blacktip shark (Carcharhinus limbatus) (+/- 200 funtów w/g oceny naszego kapitana), którmu nic innego nie pozostaje jak odzyskanie wolności (z czego zapewne się bardzo ucieszył) po doholow17-Plaza Arenal po burzy - foto Jozef Kolodziejaniu go do łodzi i po odcięcie żyłki, bo o wyciągnięciu go na łódkę mogliśmy tylko pomarzyć. Pozostały jednak pamiątkowe zdjęcia. W drodze powrotnej, zatrzymujemy się na krótko na spiningowanie koło wystających z wody małych skał, gdzie udaje się nam zwędkować parę pacific sierra, (Scomberomorus sierra) zwaną potocznie mackerel sierra.
    Po przyjeździe do plaży Arenal, próbujemy wędkować z brzegu na spinning. Towarzyszy nam lokalny chłopak Jose, który upewnia nas, że powinny brać dobrze ryby o popularnej nazwie: robalo a oficjalnej, common snook - centropomus undecimalis), gdyż małe strumyki spływające do morza powinny według jego zapewnień, dostarczać dużo pożywienia dla ryb po kilku przelotnych deszczach. Może i niosły, ale ryby na nie nie reagowały, ignorując nasze popery. Może już były po „kolacji?
   A wieczorem oraz w nocy, gwałtowna i długa tropikalna burza z piorunami i silnym wiatrem pastwiła się nad Pedasi, na tyle skutecznie, że do następnego popołudnia pozbawiła miasteczko prądu, więc kontakt ze światem został przerwany całkowicie.
    Mimo to, rano pojechaliśm18-Sepy na plazy Arenal w Pedasi po burzy-listopad 2013y na plażę ale nasi kapitanowie ze względu na wysokie fale i pochmurne niebo, które w każdym momencie obiecywało następną porcję „deszczówki”, zrezygnowali z wypłynięcia w morze. Za to ku naszemu zdziwieniu, spotykamy tam grupę zapalonych wędkarzy z ......Polski (11 mężczyzn!), którzy zdecydowali się na wędkowanie, choć w nieco większych łódkach i z daszkami. Mimo to mieli olbrzymie trudności aby pokonać falę przyboju i na mniejszych łódkach dotrzeć do tych większych, zakotwiczonych niezbyt daleko od brzegu. Przed ich wypłynięciem na wędkowania, umawiamy się na następny wieczór na wspólne spotkanie w ich hotelu.
   A w plażowej restauracji, ani jednego człowieka. Uśmialiśmy się tylko serdecznie na widok przyrestauracyjnej latrynki (szpetnej, cuchnącej i brudnej) ale chwalącej się dumnie tabliczką na której napisana jest cena (25 centów) skorzystania z tego przybytku ! Nie skorzystaliśmy bo wejście do niego, wymagało nie lada odwagi i wyobraźni!
   Wobec braku perspektywy na poprawę pogody, po godzinnym czekaniu, decydujemy się na powrót do Casita Margarita, próbując po drodze odnaleźć hotel w którym zatrzymali się spotkani na pla20-Spotkana na plazy Arenal grupa rodakow z Polski-Listopad 2013ży Polacy. Niestety, bezskutecznie mimo pilnego wypatrywania nazwy, który nam podali.
    Połowę tego dnia siedzimy więc na zadaszonym tarasie naszego motelu, z butelką lokalnego piwa (Balboa), obserwując  wałęsające się po ulicy w strugach deszczu, przeraźliwie wychudzone psy, które tyle zjedzą ile gdzieś znajdą – najczęściej w śmietnikach. Mają szczęście, że...same nie zostały do tej pory zjedzone. A karmienie wychudzonego kota przerywamy po pożarciu przez niego sporego kawałka surowej ryby – aby się nie rozchorował.
     Po południu zwiedzamy oddalone o 50 km Las Tablas (90.000 mieszkańców), stolicę prowincji Los Santos i miejsce „narodzin” tradycyjnego panamskiego stroju - Pollera. Mało ciekawe miasto z wszechobecnym brudem, plastikami w sklepach i „restauracjach”, których oblepione miesięcznym menu stoły, skutecznie nas odstraszały od zjedzenia czegokolwiek. Ot, typowe biedne „południowe” miasto, gdzie trwa codzienna walka o przetrwanie dziś, jutro - bo o dalszej perspe21-Wojtek i jego sierra mackerel-Pacyfik 2013ktywie, wielu tubylców nawet nie myśli, przyjmując z pokorą narzucony im los. Sprzedawcy uprzejmi ale nie nachalni i tylko widać w ich oczach napięcie, kiedy oglądamy towar, który my nie zawsze chcemy kupić za to oni – muszą go sprzedać. Aby przetrwać i dlatego nie upierają się zbytnio przy cenach.
    Na prawie każdym skrzyżowaniu, kilka osób siedząc na krzesłach sprzedaje losy (taki swoisty totolotek), bo to jedna z niewielu nadziei na odmianę losu. Przeważnie to bardzo złudna nadzieja, ale nie dla tych biednych mieszkańców. Urzeka nas za to skromny ryneczek i prześliczny kościółek - Santa Librada, będący w trakcie remontu.
    Kolejny dzień wędkowania (19 listopada), także z duszą na ramieniu jako że na naszych „łupinkach” (tym razem ja z Rysiem pod wodzą kapitana Pedro) wypływamy na wędkowanie (offshore fishing) na bardzo duże ryby tyle, że …..aż 22 mile w Pacyfik!  Kilka mil od brzegu zatrzymał nas uzbrojony patrol graniczny, który dokładnie sprawdził nas jak i nasze łódki. No coż w strefie przemytu narkotyków z Kolumbii (graniczy z Panamą) jest to na porządku dziennym.
     Zachmurzone niebo i przelotne deszcze powoduje, że ląd straciliśmy z oczu już po kilkudz23-Czyszczenie ryb przez kapitana Marceloiesięciu minutach. Po 5 godzinach, duże fale oraz granatowo-sine niebo z pajęczyną błyskawic na horyzoncie, zmuszają nas do powrotu. Oczywiście łączności z drugą łódką nie dało się nawiązać, gdyż walki-talki, bardzo często odmawiało posłuszeństwa. Ale domyślamy się, że i oni podjęli tą samą decyzje bo dalsze wędkowanie, przy wzmagającym się deszczu i wzburzonym coraz bardziej Pacyfiku, mogło się skończyć dla nas niezbyt pomyślnie na tych malutkich łodziach, wyposażonych tylko w jeden mały - 40-to konny silnik.    Niestety, po raz kolejny musimy się pogodzić, że zwędkowanie takich gatunków ryb jak: white marlin (Kajikia albidus), wahoo (Acanthocybium solandri) czy też Indo-Pacific sailfish, (Istiophorus platypterus), musimy odłożyć na następną wyprawę w „tropikach”.  Ale kilka mahi-mahi udało sie skutecznie wyciągnąć z wody ku ich wyraźnej niechęci i oporze co objawiało się wspaniałymi piruetami nad powierzchnią oceanu.
   A jak Pedro (a także Marcelo na drugie łódce - najlepszy kapitan w Pedasi) „odnalazł” drogę na tej wodnej pustyni? Od czasu do czasu wyciągał z wiaderka plastikowy woreczek a w nim maleńkie urządzenie (GPS?) i wskazując ręką mówił, że: „Playa Arenal esta alli”**. Starałem się bardzo mocno mu wierzyć i miałem nadzieję, że jego walki-talki w końcu zadziała (różnie z tym bywało), aby w razie awarii jednego tylko silnika (40 KM !) na łodzi, mógł wezwać pomoc. A reszta – już w ręku Boga i rekinów, (którego dwa dni wcześniej Wojtek „zaczepił”) które miałem nadzieję były w tym dniu solidnie najedzone. Na szczęście udało się nam dopłynąć do brzegu, czego dowodem jest niniejszy tekst. Jestem przekonany, że żaden kapitan w New Jersey, nie oddaliłby się na takiej łódce od brzegu więcej jak na milę!
    Ale jeszcze przed zakończeniem wędkowania, zatrzymujemy się na 2 godziny (pogoda przy brzegu była przy brzegu nieco lepsza) przy Iguana Island, leżącej kilka mil od brzegu na wędkowanie metodą spinningową. Mimo jednak częstego zmieniania przynęt (popery i ciężkie blachy), żadna z ryb nie dała się skusić, choć koło łodki gdzie wędkował Wojtek, dumnie i bez lęku, z „piórami” wystającymi nad powierzchnię wody, przepłynęły maj25-Wojtek i Fernando podczas wedkowania z plazy Arenal w Pedasi-2013estatycznie 3 roosterfish.
    A wieczorem, po wielokrotnym błądzeniu (brak jakiegokolwiek oznakowania motelu gdzie mieszkają) sładamy wizytę u poznanych na plaży Polaków. Nie mogli się pochwalić jakimiś rewelacyjnymi wynikami wędowania, choć są znakomitymi wędkarzami. Za rybkami „uganiają” się po całym świecie (włącznie z Oceanem Indyjskim) wierni zasadzie – „catch and release” – (złap i wypuść). W Pedasi zadomowili się w ośrodu kierowanym przez Francuza (Pascal), który nigdzie się nie ogłasza, gdyż ma dużo wędkarzy z polecenia – choć ceny pobytu w jego motelu nie są przeznaczone dla przeciętnych wędkarzy.
     Niektórzy z poznanych Polaków, byli w Pedasi po raz kolejny a dwóch z nich także na tym wędkowaniu, którego opis znalazłem na internecie poszukując dobrego wędkowania w Panamie. I oczywiście spali u Pasc24-Pelikany-mewy i fregaty walcza o resztki czyszczonych rybala a nie w ośrodku „Los Destiladeros”, który mi zarekomendował organizator wypraw wędkarskich w Polsce. No cóż, kłamstwo ma krótkie nogi – jak mówi znane powiedzenie. Zresztą, gnani ciekawością, zwiedzaliśmy wcześniej okolice Pedasi i …..natkneliśmy się na ten ośrodek (Los Destiladeros). I całe szczęście, że nie zarezerwowaliśmy w nim naszego pobytu bo znajdował się daleko od Pedasi, w odludnym miejscu a jego stan techniczny, nie mógłby nas absolutnie zadowolić!
    Następnego dnia, żegnamy się z Tedem, Lisą i Melindą. Także z pracownikami hotelu, dając im zwędkowane tego dnia mahi-mahi, które ze względu na wysoką cenę w sklepie, nie są tak łatwo dla nich osiągalne. Są oni mieszkańcami Pedasi bo turystyka, także wędkarska to główne dziedziny gdzie można znaleźć pracę i gdzie zatrudnionych jest około 80% mieszkańców. Całe szczęście, że Pedasi i jego rejon, zwany Wybrzeżem Tuńczyków, to mekka wędkarzy z całego świata. Gdyby nie to, to bieda w tym malenkim miasteczku, sięgnęłaby chyba dna.    27-Zakupy owocow w Las Tablas-Jozek i Wojtek-sprzedawca
  Po 5 dniach w Pedasi wracamy samochodem do Panamy, gdzie późnym wieczorem już na przedmieściach gubimy drogę do hotelu. „Wyrzuciło” nas z trasy na takie trochę melinowate, półciemne uliczki z których chcieliśmy jak najszybciej wyjechać. Z informacji spotkanego przygodnie tubylca zrezygnowaliśmy bardzo szybko, bo tak bełkotać mógł tylko ktoś po wypaleniu kilku skrętów i będący na dobrym „haju” bo nie czuliśmy od niego woni alkoholu!    Wreszcie jakimś cudem, docieramy na ulicę gdzie ma być nasz zarezerwowany hotel. Tuż na początku tej słabo oświetlonej ulicy wita nas szlaban i budka strażnika. Na szczęście to ta ulica i na niej ma być nasz hotel. Ale aby go znaleźć w tych ciemnościach, potrzebowaliśmy paru nawrotów (mimo mijania hotelu) i powrotu do strażnika. Wreszcie docieramy do słabo oświetlonego budynku, z zakratowanym wejściem i zaspaną obsługą, sprawiającego wrażenie całkowicie wyludnionego. To wreszcie nasz hotel! Oczywiście właściciel tego hoteliku zapomniał o naszej uwadze dotyczącej rezerwacji (2 pokoje z  dwoma osobnymi łóżkami) i z braku wolnych pokoi dwuosobowych, zaoferował nam apartament do którego wsta26-Sprzedaz szczescia w miescie Los Tablas w panamie-foto Jozef Kolodziejwił dodatkowo dwa pojedyncze łóżka oraz jeden pokój jednoosobowy. Alternatywą był.....pobyt w innym hotelu. Zmęczeni drogą z Pedasi i perspektywą nocnego błądzenia po Panamie przyjęliśmy jego „ofertę”. A na pytanie dlczego nie ma w informacji komputerowej numeru budynku tylko skrzyżowanie, odparł z rozbrajającą szczerością, że po co, skoro tu wszyscy wiedzą iż jest on ulokowany jako czwarty budynek od skrzyżowania. Tu wszyscy wiedzą ale.....tam, nie wszyscy. Ale to już nie był jego problem. Cóż, kolejna niespodzianka, które tu w Panamie spotkać można na każdym kroku.
    Następnego dnia, zwiedzamy Kanał Panamski na śluzie zwanej Miraflores, z ciekawym muzeum opowiadającym o historii budowy tegoż kanału. Trudno mi było sobie uświadomić, że 100 lat temu (1914), przy takich trudnościach technicznych, prymitywnym nieco sprzęcie (w porównaniu do dzisiejszych czasów), uporczywej walki z naturą (flora, fauna i klimat), dziesiątkach tysięcy śmiertelnych ofiar, zmiany wykonawcy - Francuzi a potem Amerykanie – (od 1999 roku zarządzanie kanałem i pobieranie opłat, należy do Panamczyków) dokończono tak skomplikowane dzieło inżynierskie, służące z powodzeniem człowiekowi a właściwie statkom, do dnia dzisiejszego.28-Przed sluza Miraflores na kanale Panamskim
    Po krótkim zwiedzaniu kanału, przenosimy się do centrum starego miasta – Casco Antiquo, które zachwyca i jednocześnie przygnębia. Bo obok pięknie odnowionych budynków teatru (Teatro Nacional), katedry (Catedral Metropolitana), czy też placów (Plaza Bolivar, Plaza Catedral), z odnowionymi na połysk budynkami stykają się wspólną ścianą odrapane kamienice z poobrywanymi nieraz balkonami i ziejącymi oczodołami dziur po oknach i brakiem dachu. Zastanawia mnie też i to dlaczego na dachach teatru i wspomnianej katedry, rosną dzikie pojedyncze drzewka niszczące ich konstrukcje? Czyżby sztuka renowacji polegała na ciągłym restaurowaniu? A może ważnym osobom nie wypada zadzierać głowy do góry i tego nie widzą – w przeciwieństwie do turystów?    Jeszcze tylko zdjęcia z widokiem na zatokę i panoramę nowoczesnej części miasta, gdzie wieżowce nie ustępują tym na Manhatanie i lądujemy w restauracji „Diablicos”, w której serwują wspaniałe lokalne potrawy (red snappe r- palce lizać)– choć drogie. To z tej restauracji mogę wynieść trzy butelki zakupionego piwa dopiero po interwencji u kierownika, bo liczenie pustych butelek po zakoń29-Kanal Panamski w rejonie sluzy Miraflores-Listopad 2013-Panamaczeniu dnia pracy jest formą kontroli pracującego w niej personelu. W Panamie oszczędza się na wszystkim i dlatego klimatyzacja w tej restauracji działa tylko w sali jadalnej na parterze bo na piętrze, gdzie jest WC – już nie!
    Nazajutrz, o 5 rano wyjeżdżamy na lotnisko drogą, którą szybko gubimy. GPS próbuje nas naprowadzić na właściwą, komendą głosową –„zjedź na autostradę poniżej”. Ale nie pokazuje na ekranie gdzie i kiedy więc po kilkakrotnym błądzeniu, zasięganiu informacji i kurczącym się czasie, wynajmujemy taksówkę (odczekując dopóki kierowca nie dokończy spokojnie śniadania w barze), która jadąc przed nami doprowadza nas wreszcie do lotniska.
    Oddajemy samochód i na nasze uwagi odnośnie złego GPS, pani (zresztą b. ładna) za ladą szybko rozwiązuje ten problem – „zgłoszę do kierownika, aby więcej nie pożyczać klientom tego GPS”. Można i tak to załatwić w Panamie, ale osobiście nie wierzę, że nie będzie więcej pożyczany – no może nie przy nas i.....nie nam.    Kolejna niespodzianka (chyba ostatnia) zaskakuje nas przy odprawie bagażu (z mrożonymi rybami) Rysia, który przekracza limit o kilka funtów i traktowany jest (bagaż nie Rysiu) jako „overloaded” czyli ponad wyznaczony limit, a za to już trzeba zapłacić $215! Oj drogie te panamskie ryby! Kilkanaście minut później, Józek po usłyszeniu tej historii, interweniuje u30-Kontrasty w starej czesci Panama City -Casco Antiquo-Panama-Listopad 2013 kierownika odpraw na tyle skutecznie, że bagaż Rysia zostaje zawrócony. Rysio kilka funtów ryby (mahi-mahi), wręcza ku olbrzymiej uciesze sprzątaczce na lotnisku, odprawia powtórnie bagaż i otrzymuje zwrot opłaty. Uff – możemy już wreszcie bez dodatkowych niespodzianek dokończyć naszą podróż na „Wybrzeże Tuńczyków”.
    Czy to była najpiękniejsza podróż wędkarska mojego życia? Myślę, ze tak! Ale jeżeli nie, to ze względu na tyle zaskakujących sytuacji, niespodziewanych zdarzeń, wzrostu adrenaliny, na pewno jedna z najciekawszych i emocjonujących. A takie podróże…….pamięta się przez całe życie!! I do takich miejsc się powtórnie wraca. Mam nadzieję, że wkrótce!
 * Opis wyprawy do Kostaryki był także publikowany w Tygodniku „Plus” od kwietnia do lipca - 2011 roku
 ** Plaża Arenal jest tam Kilka informacji odnośnie wędkowania w Pedasi.
    Metody wędkowania:31-Jozek i Rysiu przed restauracja Diablicos na starym miescie-Casco Antiquo
    1 - Spining – na tą metodę wędkujemy niezbyt daleko od wybrzeża i koło wysp (Isla Iguana i Isla Freiles) używając sztucznych przynęt zwanych  - popery (różnego koloru i wielkości). Tą metodą wędkujemy głównie takie ryby jak: cubera, snapper, roosterfish, jacks, sierra mackerel i tuna.
   2 - Fly Fishing –można wędować tą metodą przy bezwietrznej pogodzie, wędkując takie same gatunki ryb jak przy metodzie spiningowej.
   3 – Jigging – jest to dobra metoda na wędkowanie takich ryb jak: amberjack, tuna, shark, snapper czy też grouper. Tą metodą węduje się na głębokości oceanu od 100 do 150 stóp.
   4 – Trolling – Jest to metoda powszechnie stosowana na wodach oceanu niezbyt (3-5 mil) oddalonych od brzegu (inshore trolling) oraz znacznie (10 mil i więcej) oddalonych od brzegu (offshore trolling).To właśnie podczas trolingu daleko od brzegu, mamy szansę zwędkować takie gatunki zyciowych ryb jak: blue and black marlin, sailfish, tuna, dorado i wahoo.
    Oczywiście podane powyżej gatunki do poszczególnych metod, nie wyczerpują innych gatunków tam wędkowanych. Podaję te najczęściej wędkowane.  Sprzęt do wędkowania na trolling, zapewnia kapitan, natomiast na inne metody wędkowania, należy zabrać ze sobą swój sprzęt.
   Okresy wędkowania w rejonie Pedasi.32-Rysiu-Jozek-Wojtek-Jozek na tle nowoczesnej czesci Panama City-2013
    Najlepszym okresem wędkowania w Pedasi jest pora deszczowa (rain season), która trwa od maja do grudnia ze względu na dużo pożywienia zmywanego z lądu do oceanu oraz słabe wiatry. Natomiast w porze suchej (od grudnia do maja), możemy spodziewać się silnych wiatrów i dlatego wędkowanie ograniczone jest wtedy do wód przybrzeżnych przy południowej części półwyspu.
 Sprzet używany do wędkowania:
   Każda łódka ma wystarczająco dużo sprzętu do wędkowania metodą trolingową, chociaż mimo to każdy z nas zabrał ze sobą po dwa kołowrotki morskie (multiplikatory), z nawiniętą linką, bo mając przykre doświadczenie z wędkowania w Dominikanie (gdzie załoga nie miała nawet ciężarków i dobrych haczyków), nie za bardzo polegaliśmy na zapewnieniach lokalnych kapitanów. Okazało się, że tym razem – niepotrzebnie.
    A do wędkowania metodą spinningową, używaliśmy przeważnie jako przynęty – popperów (zwane inaczej powierzchniowymi woblerami, z „obciętym” przodem), dzigów ale także ciężkich blach wahadłowych różnej wielkości i kolorów oraz swoich wędek które przywieźliśmy ze sobą - różnych firm o długości od 2.4 do 2.7 stóp. Zalecane są do tej metody, ciężkie (solidne) kołowrotki marki Shimano, Okuma, Daiwa z nawiniętą solidną plecionką (50 – 60 funtów wytrzymałości).
 Angielskie jednostki miary używane w artykule:
     1 stopa = 12 inch = 30.48 cm
     1 inch = 2.54 cm
     1 funt = 0.454 kg

   Lstopad 2013

 Tekst i Foto: Józef Kołodzie
 Korekta: mgr Krystyna Sawa   
 www.przygodaznatura.com

Artykuł ten był drukowany w Tygodniku „PLUS” – w 2014 roku.
 Przedruk za zgodą redakcji Tygodnika „Plus”.
 www.tygodnikplus.com
 

 

OSTATNIE ARTYKUŁY:
Barakudy z Bahamas
Wędkowanie na Wyspach...
W Pogoni za Makrelą
Długi Łososiowy Szlak
Halibuty z Alaski
Tęczaki z Lake Erie
Szczupaki z Lake Champlain
Dorsze z Massachusetts
Wędkowanie na Gulf Stream
Barakudy z Meksyku
Wędkowanie w Trókącie Ber..
Wędkowanie w Kostaryce
Fluke z New Jersey - USA
Wędkowanie na Kubie
Wędkowanie Tautog - USA
Zimne wędkowania - USA
Królewska Ryba - Łosoś