Przygoda z Naturą

WĘDKOWANIE W NORWEGII - 2017  

      Kolejna zagraniczna wyprawa wędkarska w 2017 roku zaplanowała się trochę tak jakby sama i przypadkowo.
     Wracając 2 lipca, 2016 roku z wędkowania w Norwegii na wyspie Vega, przeprawiamy się z tej wyspy promem w miejscowości Igeroya (Vega) i po niecałej godzince wyładowujemy się z niego w dużej miejscowości Bronnoysund. Stąd czeka nas godzina jazdy samochodem i ostatnia przeprawa promowa w Norwegii z Vennesund do Holm. Czasu mamy więc w nadmiarze i dlatego zastanawiamy się gdzie pojedziemy na rybki za rok.   Czterech wędkarzy (autor, Wojtek, Józek i Jacek), to cztery różne zdania i propozycje. Odrzuciliśmy te najbardziej nierealne (Tanzania, Kuba) zostawiając Alaskę i Norwegię. Alaska (wędkowałem tam kilka lat temu z synem i kolegami) jest o tyle kusząca, że tam się jedzie przede wszystkim na halibuty i łososie (są „pewne”), ale za to małe szanse na ryby dorszowate w miejscu w którym planowaliśmy jechać na wędkowanie. Ponadto, ceny wypraw na Alasce przekraczają już granice możliwości dla wielu wędkarzy.
   Po gorącej dyskusji na promie do Bronnoysund, postanowiliśmy podjąć decyzję po powrocie do USA. Dojeżdżamy do promu w Vennesund i niestety, ale tuż przed nami prom już nie mógł przyjąć więcej samochodów. Ale to było szczęście w „nieszczęściu”. Przynajmniej dla mnie jako, że cały czas optowałem za powtórnym wyjazdem do Norwegii. Gwoli wyjaśnienia, przytoczę tu fragment mojego artykułu z tej wyprawy do Norwegii (Vega -2016).
  „Tuż koło rampy promowej jest restauracja, do której udajemy się na kawę. Za ladą dwie ładne młode dziewczyny przyjmują po angielsku nasze zlecenie, a my oczekując na kawę rozmawiamy ze sobą po polsku.
  - Do you speak polish? - (czy rozmawiacie po polsku) pada pytanie od jednej z dziewczyn z obsługi.
  - Oczywiście! – odpowiadamy.
    Okazuje się, że pracują tutaj dwie studentki z Polski (z Mielca) w okresie wakacji, a na dodatek kierownikiem ośrodka był także Polak, pochodzący z Mielca a mieszkający w Norwegii wraz z żoną i czwórką dzieci.
   Tak więc, mając czas do przyjazdu promu, rozmawiamy z kierownikiem ośrodka – „Vennesund Brygge & Camping”, panem Zdzichem, który pokazuje nam domki i łódki oraz mapę łowiska w tym rejonie z zaznaczeniem miejsc żerowania poszczególnych gatunków ryb.  
  O ile łódki w tym ośrodku są w zasadzie te same co w ośrodku wędkarskim na Vega, za to domki to już duża różnica. Przede wszystkim jest ich w Vennesund bardzo duży wybór i są dostosowane do różnej ilości osób w domku. Natomiast dla wędkarzy (polecam) można wynająć jeden z trzech domków (typu Rorbu), położonych nad samym fiordem z tarasu których, można teoretycznie wędkować podczas przypływu ryby – oczywiście małe sztuki.  Przed wjazdem na prom, dostajemy od Zdzicha plan łowiska oraz kontakty (telefon i e-mail) do do niego.    Z decyzją odnośnie wędkowania w Norwegii w 2017 roku, nie czekaliśmy zbyt długo.
   Już po moim i Jacka powrocie z Polski do USA w sierpniu 2016 roku, po wysłuchaniu opini kolegów, zdecydowaliśmy jednogłośnie! Jedziemy do Vennesund!!
   Początek listopada 2016.
   Dzwonię do Vennesund i rezerwuję w rozmowie z Eweliną (żona Zdzicha) 2 domki i 2 łódki, będąc optymistą, iż „uzbieram” wystaczającą ilość chętnych. A z tym z mojego dotychczasowego doświadczenia – różnie bywało. Najlepiej byłoby gdyby pojechało  wielokrotność czwórki wędkarzy (4, 8, 12...). A to dlatego, że na tego typu łódce, może wędkować maksymalnie tylko czterech wędkarzy - zgodnie z przepisami norweskimi.
   Z podstawowym składem chętnych nie mam problemu. To stali wędkarze wyjazdu na takie wyprawy i uczestnicy dwóch poprzednich wędkowań w Norwegii. Pod koniec listopada wiem, że pojadą: Wojtek, Jacek, autor oraz Konrad (mój syn) ze swoim dwunastoletnim synem (a moim wnukiem) Aleksandrem. Z zadowoleniem przyjąłem decyzję syna, zabrania ze sobą Aleksandra, gdyż cieszy mnie kiedy rosną młodzi następcy. Aleksander zresztą już od paru lat wędkuje z tatą z jego łódki u wybrzeży New Jersey. Troszkę obawiałem się, czy Aleksander podoła trudom codziennego wędkowania w Norwegii, a jak się okazało na miejscu........wyśmienicie!
    Także Tadziu „odgraża” się, że tym razem pojedzie na pewno ze swoją córką. Ale zbytnio nie wierzę w jego zapewnienia, gdyż poprzednio już dwukrotnie rezygnował tuż przed zbliżającym się terminem wyjazdu.    Na początku grudnia dołącza do nas Jarek i jego brat Wiesław, który mieszka w Polsce.  Tak więc lista zostaje „zamknięta”, bo mamy pełne obsady na łódki i domki. W 2017 roku pojadą więc do Norwegii: Jacek, Wojtek, Konrad, Aleksander, Jarek, Wiesiu, Tadziu i autor.  Z tym, że Jacek, Wiesiek i autor przyjadą samochodem z Polski a pozostali uczestnicy dolecą samolotem z Nowego Jorku do Trondheim (Norwegia), skąd wynajętym samochodem i spotkaniu się z „polską” grupą, pojedziemy do Vennesund.
   Dzwonię więc do Zdzicha, aby upewnić się, że nasza rezerwacja 2 domków (mogących pomieścić 5 osób) i 2 łódek jest aktualna. Pocztą e-mailową dostaję od niego potwierdzenie, że wszystko jest zarezerwowane. Muszę przyznać, iż do zakończenia pobytu w Vennesund, współpraca z Eweliną i Zdzichem układała się perfekcyjnie.  Pozostaje więc tylko opracować jak zwykle całą logistykę wyprawy włącznie z zakupem biletów lotniczych i promowych oraz zaprowiantowaniem z Po05-W drodze do Vennesundlski. Ale wstrzymuję się z tym do powrotu Jarka i Wiesia z Meksyku.   Wreszcie po ich powrocie i zasięgnięciu opini pozostałych uczestników, ustalamy datę pobytu w Vennesund na 8 - 15 lipca 2017 roku.
   Teraz już mogę szukać połączeń i ceny biletu na prom z Polski do Szwecji i z powrotem. Ostatecznie decyduję się jak dotychczas, na wypłynięcie z Gdyni do Karlskrona (Szwecja) i powrót tą samą trasą. Cenę biletu za transport 3 dorosłych osób i samochodu osobowego wyszukanego na stronie internetowej, porównuję z ceną podaną przez agencję w Polsce, która organizuje wędkarskie wyprawy. Wypadło na korzyść agencji więc Tomek (jej pracownik), dokonuje 19 grudnia rezerwacji na prom – 1808 PLN (w obydwie strony). Po dokonaniu wpłaty, kolejna ważna sprawa tej wyprawy została załatwiona pozytywnie, kiedy po dwóch dniach otrzymuję elektroniczny voucher na prom.
   Pozostaje mi jeszcze tylko załatwić nocleg w hotelu „Scandic”, dla wędkarzy przylatujących z USA, którzy ze względu na niekorzystny rozkład lotu, spędzą w nim jedną noc w drodze powrotnej.
   Dlaczego piszę o tych przygotowaniach dosyć szczegółowo? Chcę po prostu uświadomić wszystkim chętnym wędkarzom chcącym wędkować w Norwegii, ile „zachodu” i czasu trzeba poświęcić, ab06-W gorach jeszcze sniegy wszystko doprowadzić perfekcyjnie do końca. Bo na pomyłki, nie można sobie pozwolić. Chyba, że zdajemy się na usługi agencji, ale wtedy należy porównać ceny. Na korzyść agencji przemawia to, że wszystko mamy podane „na tacy”. Muszę obiektywnie przyznać, że w 2015 i 2016 roku pojechaliśmy do Norwegii na wędkowanie korzystając z oferty agencji. Nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń co do zaoferowanego nam serwisu. Cena, to już indywidualna ocena każdego z wyjeżdżających na rybki. Ośrodek w Vennesund nie współpracuje z żadną agencją wędkarską w Polsce, więc pobyt tam załatwialiśmy sami.
   Tak jak przypuszczałem, Tadzio nie zakoczył mnie zbytnio, kiedy już 31 grudnia 2016 roku, powiadomił mnie, że ostatecznie nie może jechać. No cóż, aby nie podrażać kosztów wyprawy, musimy poszukać na jego miejsce, innego chętnego wędkarza. Na szczęście poszukiwania nie trwały zbyt długo, bo już 3 stycznia 2017 roku, zaproponowałem wyjazd Mirkowi, który zgodził się natychmiast, zakupując od ręki bilet lotniczy do Trondheim i nocleg w hotelu. 
   Ostatecznym testem dla wędkarzy jest wpłacenie do 07-Na lotnisku w Trondheimmnie depozytu do końca lutego 2017, w wysokości 600 $. W przypadku rezygnacji po wpłacie depozytu, rezygnujący musi załatwić wędkarza, który pojedzie w jego zastępstwie lub musi się liczyć z jego utratą.
  Niestety, ale musieliśmy wprowadzić taką „regułę” pomni przykrych doświadczeń podczas poprzednich wyjazdów, kiedy to pozostali uczestnicy musieli pokryć koszty rezygnującego, krótko przed wyjazdem.
   Chcąc się „przypomnieć”, wysyłam na początku lutego 2017, e-mail do Eweliny z potwierdzeniem, że przyjedziemy w podanym przez nas terminie. Jednocześnie proszę ją o zakupienie dla nas siedmiu styropianowych termoizolacyjnych pojemników, służących do przewozu ryb, które świetnie się sprawują jako turystyczne lodówki. Na tyle dobrze, że po trzydniowej podróży z Vennesund z powr08-Wedkuje Konradotem do Polski, do Sandomierza, filety są w 90% jeszcze zamrożone!
  Dopiero pod koniec maja, dostaję potwierdzenie od Eweliny, że pojemniki są zakupione oraz informację o rozkładzie promu z Holm do Vennesund (jedyny na naszej dojazdowej trasie). Dobra wiadomość, bo ostatni prom odpływa o 10:40 wieczorem, więc zdążymy przeprawić się na czas, po przylocie kolegów z USA do Trondheim. A nie było to takie pewne, gdyż Konrad musi odebrać zarezerwowany samochód na lotnisku (Opel Astra Stationwagen), który musiał wymienić na większy – Toyota. Oczywiście za większą cenę. To już druga dopłata, bo pierwszą rezerwację firma odwołała a powtórna rezerwacja była już droższa w innej firmie na ten sam samochód! A na lotnisku jak wspomniałem powyżej, trzeba było go zamienić na większy.
  Ewelina informuje mnie także, iż tegoroczne połowy ryb przez wędkarzy, którzy tu przyjeżdżają już od marca, są zdecydowanie lepsze aniżeli w poprzednim roku. Tylko, czy pogoda będzie dla nas łaskawa a szególnie wiatr, który jest największym wrogiem wędkarzy, podczas wędkowania z małych łódek.
   Tak więc po zalatwieniu wszelkich formalności, możemy z Jackiem uaktualnić naszą listę żywności, którą zakupimy w Polsce jako, że żywność w Norwegii jest dużo droższa i nie za bardzo odpowiadająca naszym smakom. Wreszcie  22 czerwca, mając wszystkie informacje odnośnie naszego pobytu, wysyłam je wszystkim uczestnikom tegorocznej wyprawy.  
  Już po kilku dniach po przylocie do Polski na urlop, pod koniec czerwca 2017 roku, zakupujemy z Jackiem to co będzie nam i kolegom, potrzebne podczas tej wędkarskiej wyprawy, czyli przede wszystkim żywność. Ale nie tylko, bo także lekarstwa, środki higieniczne, piwo i wiele innych niezbędnych rzeczy. Nie mogliśmy oczywiście zapomnieć o zakupie norweskich koron, które ze względu na dużą ilość, zamówiłem w kantorze walut, kilka dni wcześniej.
  Kiedy się już z tym uporaliśmy się, dwa dni przed wyjazdem pojechałem do mechanika, aby dokonać przeglądu mojego samochodu (KIA Venga), którym pojedziemy do Norwegii. I całe szczęście bo okazało się, że klocki hamulcowe w przednich kołach kwalifikują się bezwzględnie do wymiany. Ale w salonie KIA mogą mi sprowadzić klocki hamulcowe dopiero następnego dnia, czyli.....dzień przed planowanym wyjazdem – 5 lipca. Na szczęście dotarły one na czas i mechanik zdążył je wymienić. I dobrze bo ze względu na rezerwację promu z Gdyni do Karlskrona w Szwecji, nie mogliśmy sobie pozwolić nawet na jednodniowe opóźnienie.
  Teraz już możemy załadować nasz prowiant do samochodu, aby wczesnym rankiem 6 lipca wyruszyć w trasę. Tym razem nie planujemy zwiedzenia niczego w Polsce na trasie Sandomierz – Gdyn10- Wiesiek i jego rdzawiecia (600 km), gdyż po drodze musimy zabrać Wiesia, który mieszka w Józefowie pod Warszawą. Po małej czarnej u Wiesia, ruszamy dalej, docierając do portu w Gdyni dwie godziny przed czasem.
   Zgodnie z planem, ładujemy się razem z samochodem na czekający przy nadbrzeżu portowym w Gdyni (ul. E. Kwiatkowskiego 60) prom osobowo-towarowy „ Stena Vision” należący do linii żeglugowej – „Stena Line”.
   Jeszcze tylko mała kawa, duże piwko i układamy się w swojej kajucie, gdzie po 10.5 godzinach (razem z promem oczywiście) docieramy bez kołysania (jako, że Bałtyk był łaskawy dla nas) do portu w Karlskrona w Szwecji. Czekającą nas trasę (1200 km) z Karlskrona (przez Halmstad, Goteborg w Szwecji i Oslo, Lillehammer, Otta, Dombas, Oppta w Norwegii) do lotniska w Stjordal, kołoTrondheim (Norwegia)  pokonujemy w ciągu około półtora dnia z noclegiem w Lillehammer. Na szczęście drobne przelotne deszcze, nie spowalniają tempa naszej jazdy, aż do momentu, kiedy mijamy krótki odcinek norweskiej tundry, gdzie nas dopadł solidny skandynawski deszcz.    Dalej dalszą drogę z lotniska do Holms (290 km), skąd odpływa prom do Vennesund, pokonujemy już razem z kolegami, którzy dolecieli tu z USA.
   Wreszcie późnym wieczorem, docieramy do naszej bazy w Vennesund, gdzie Zdzichu pełniący rolę gospodarza, zakwaterowywuje nas w domkach (nr. 2 i 3), przeznaczonych głównie dla wędkarzy. Jest to istotne, gdyż tylko te domki są wyposażone w zamrażarki znajdujące się w pomieszczeniu obok każdego z nich. Oprócz tego, jest jeszcze duży budynek, gdzie też są zamrażarki przeznaczone dla wszystkich turystów mieszkających na tym kempingu.    Oczywiście na kempingu jest też pralnia, suszarnia oraz świetnie zorganizowana czyszczalnia ryb. A restauracja na miejscu, oferuje pełnodobowe wyżywienie – ale ……po „norweskich cenach”.
   Jesteśmy w Norwegii, więc o11 wieczorem, na dworze jest jeszcze widno. I tak będzie przez całą noc, gdyż doświadczamy o tej porze roku – braku nocy. Słońce zachodzi około 11:30 wieczorem, robi się szaro ale już około 3 rano, powtórnie witamy wschodzącą z morza tarczę słońca. Dlatego nie kładziemy się jeszcze do snu, gdyż z niecierpliwością w oczekiwaniu na jutrzejsze pierwsze wędkowanie, planujemy trasę i miejsca wędkowania. Pomaga nam w tym mapa najbliższych łowisk, którą otrzymaliśmy od Zdzicha.
   Cierpliwość nasza została wystawiona na próbę, gdyż w niedzielę, 9 lipca, możemy wypłynąć na pierwsze wędkowanie dopiero o 11 rano – kiedy przestał padać deszcz. Na szczęście po południu trochę się przejaśniło i mogliśmy się nieco ogrzać w promieniach nieśmiało wyglądającego zza chmur słońca.   Ale wędkowanie w tym dniu niezbyt rewelacyjne, choć penetrowaliśmy łowiska od 1 do 1.5 godziny jazdy łódką (15 do 20 węzłów) od brzegu. Aby zaspokoić ciekawość wędkarzy, podaję wyniki wędkowania tego właśnie dnia na obu łódkach. Tak więc na łódce nr 1 (na której wędkował autor) zwędkowano: 7 małych dorszy (4 – 8 Lbs), 1 molwa, 1 rdzawiec, 3 czarniaki i kilka makreli. Na drugiej łódce, wyniki niewiele lepsze: 2 dorsze, 2 brosmy, 1 plamiak, 3 rdzawce i kilka makreli.  
  Wędkowaliśmy na głębokości łowisk od 100 do nawet 400 stóp.    Wobec słabego żerowania ryb, kończymy wędkowanie o 10 wieczorem i po oczyszczeniu ryb, zapakowaniu do woreczków próżniowych, włożeniu ich do zamrażarki oraz zjedzeniu obiado-kolacji, dopiero o 1:30 rano, układamy się do snu. A za oknem wciąż widno!     Ale jeszcze przed snem, Wojtek przygotował wspaniałą sałatkę z dorsza, która na śniadanie smakowała znakomicie.
  Po śniadaniu (poniedziałek, 10 lipca), wyruszamy o 10 rano „na morze”. Wędkujemy w rejonie gdzie wędkowaliśmy wczoraj. Daleko od nas (około 4 – 5 mil) widać na horyzoncie maleńkie białe punkciki czarterowych łódek. Ale nie pomyśleliśmy, aby tam popłynąć wiedząc, że są one wynajmowane wraz z kapitanem-przewodnikiem. I to był nasz błąd, bo w rejonie gdzie wędkowaliśmy, brania ryb się nie poprawiły więc po 5 godzinach zjeżdżamy powtórnie do bazy.
   Na „osłodę” Wojtek ugotował wspaniałą zupę rybną ze świeżego dorsza. Raj dla podniebienia! Kilka godzin snu i powtórnie o 7 wieczorem (za oknem świeci słońce), wypływamy powtórnie w tym dniu, dwoma łódkami z nadzieją na lepsze wyniki wędkowania.   Jako zanęt używamy przynęty gumowe - 14 uncji (z główką ołowianą – tzw. kopyta) oraz metalow-srebrne błyszczące i zakrzywione pilkery - „banany”, które okazują się skuteczniejsze od gum. Ale mimo kilku godzin wędkowania, wyniki słabe. Słabsze aniżeli wczoraj, więc Wojtek decyduje się wraz ze swoją „załogą” (Jacek, Wiesiek i Jarek) wrócić do bazy o 11:30 wieczorem. My z Konradem, Mirkiem i Aleksem, postanawiamy powędkować jeszcze z godzinkę w drodze powrotnej do bazy.
  Około godziny12:15 rano, Aleksander prosi swojego tatę (Konrada), aby uwolnił jego wędkę bo chyba zahaczył o dno. Kiedy Konrad zaczął podszarpywać jego wędkę, „dno” nagle ruszyło się, wysnuwając szybko linkę z kołowrotka. Głębokość w tym miejscu wynosiła około 150 – 200 stóp. I teraz walka z rybą rozgorzała na dobre. Starając się nie zerwać ryby, Konrad próbuje podholować ją do powierzchni. Udaje mu się na tyle, że kiedy ju13-Piekny okaz dorsza -Konradż podholował (poprzez „pompowanie” zestawu) ją na głębokość 40 – 50 stóp od powierzchni, ryba daje powtórnie nura wyciągając linkę (50 Lbs wytrzymałości).
   I tak przez następne 1.5 godziny!!! Konrad nie prosi o pomoc, bo chciałby osobiście tego „gada” wyholować.    Kiedy wydaje się, że ryba jest już zmęczona i kiedy zostaje poholowana bliżej powierzchni (20 – 30 stóp), nagle następuje gwałtowne szarpnięcie ryby, złamana wędka, zwisająca linka i rozczarowanie na twarzach nas wszystkich a szczególnie Konrada.
   No cóż. Ryba też musi mieć czasem szansę na ucieczkę do wolności. Spoglądamy na plater, gdzie widać pokrętną linię dryfowania, a raczej holowania nas przez rybę. W sumie to około 1000 – 1200 stóp!!
   Z naszych norweskich doświadczeń (a także z Alaski) zakładamy, że musiał to być halibut i to sporo ponad 100 funtów wagi. Nie ma innego wytłumaczenia, bo inna ryba dawno by się zmęczyła. Zaledwie rok temu byłem świadkiem jak na sąsiedniej łódce kolega zwędkował pięćdziesięciofuntowego halibuta. Potrzebował tylko 20 minut aby go wyholować.
   Gwoli formalności dodam tylko, że połakomił się na „gumę”. Już nie mamy ochoty na dalsze wędkowanie, więc wracamy do bazy. Mój wnuczek Aleksander, zmęczony wrażeniami, całą powrotną drogę, przespał skulony w kącie łódki. I dopiero po powrocie zorientowaliśmy się, że nie zabraliśmy z sobą haka do wyciągania ryb z wody (został w czyszczalni ryb). Gdyby tak udało się podholować „zerwanego halibuta” do łódki, byłby problem z jego podebraniem. No więc może dobrze, że się uwolnił? Wreszcie około 3 w nocy udajemy się do łóżek z nadzieją, że następny dzień będzie dla nas łaskawszy.  
  We wtorek 11 lipca, natura pozwala nam odespać poprzednią noc, gdyż od rana pada deszcz i dopiero kilka minut po godzinie 2 po południu, wypływamy z nadzieją na dobre połowy. Ale do 5 wieczorem, nie zanosi się na to. Wtedy przypominam sobie o widzianych wczoraj łódkach czarterowych. Po krótkiej naradzie z Konradem i Mirkiem, postanawiamy tam popłynąć – około pół godziny od naszego rejonu wędkowania w kierunku otwartego morza. I to była bardzo dobra decyzja. Bo zaledwie po dopłynięciu i pierwszym opuszczeniu pilkera (banana) na dno, czuję silne uderzenie, podcinam i już wiem, że mocno wygięta szczytówka wędki oraz wysnuwana linka z kołowrotka „obiecują” dużą rybę. I nie myliłem się, bo po kilku minutach około piętnastofuntowy dorsz, znalazł się w skrzynce na ryby.
   Ale także Konrad i Mirek co chwilę wyciągają rybki. Nie ustępuje nam też mój wnuk Aleksander, który mógł pochwalić się dużym czarniakiem i kilkoma dorodnymi dorszami. Dzwonimy zaraz do Wojtka, który po kilkunastu minutach podpływa ze swoją załogą (Wojtek, Jacek, Wiesiek i Jarek) w miejsce naszego wędkowania. Teraz także i oni co chwilę wędkują ładne okazy.
   Mając 3 skrzynki wypełnione rybami i wiedząc o czekającym nas ich wyczyszczeniu oraz przygotowaniu filetów w woreczkach do zamrożenia, decydujemy się (mimo doskonałego żerowania r15-Aleksander lekko zmeczonyyb) o 8:30 wieczorem na zakończenie dzisiejszego wędkowania i powrót do bazy. Obiecujemy sobie wrócić tutaj jutro.
   Następnego dnia, w środę 12 lipca, natura powtórnie pokrzyżowała nasz wyjazd na rybki. Tym razem na dłużej bo na cały dzień. Pozostaje nam tylko oddać się „karciarskiemu nałogowi”, czyli grze w tysiąca oraz odrobić „barowe” zaległości.
   Mam w dalszym ciągu pecha bo w czwartek, 13 lipca (feralna trzynastka?) silny wiatr nie pozwala wypłynąć do 10 rano. Potem niewiele mniejszy więc Wojtek ze swoją załogą rezygnują z wędkowania w tym dniu.    My z Konradem i Mirkiem (Aleksander zostaje w domu) decydujemy się o 10:30 rano na wędkowanie przy pierwszej wyspie (około pół godziny płynięcia, (znajduje się na niej latarnia ostrzegawcza). Ale wędkujemy tylko przez trzy godziny, kiedy to na powierzchni morza ukazują się białe grzywacze. Wygląda to dosyć groźnie a nasza łódka jest kołysana silnie przez spore boczne fale. Do tego kilka zerwanych zestawów, do czego przyczyniły się także fale, przyspieszyło naszą decyzję zakończenia wędkowania o 12:30. A decyzja mogła być tylko jedna -  wracamy do bazy. W skrzynce zaledwie 2 małe czarniaki i 3 małe (4 – 5 funtów) dorsze.
   Wracając do bazy, płyniemy bardzo wolno (około 4 węzłów), bo rozbryzgująca się woda spod dziobu łódki, oblewa nas niczym porządna „sikawica”. Przemoknięci nieco, docieramy do bazy licząc na lepsze wędkowanie w kolejnym dniu. Późnym popołudnie16-Powrot do bazy o polnocym, decydujemy się pojechać do Bronnoysund, aby zakupić jakieś pamiątki i drobne produkty żywnościowe (mleko, pieczywo).
   Piątek 14 lipca, to ostatni dzień naszego pobytu na wędkowaniu w Vennesund. Niestety, pogoda nie uległa zmianie i dlatego dopiero o 2:30 po południu, decydujemy się na wędkowanie w głębi fiordu przy brzegu odsłoniętym od wiatru. Wyniki niezbyt rewelacyjne, ale kilka rybek uzupełnia nasze zamrażalki. Wojtek jako jedyny w tym roku zwędkował w tym dniu zębacza (nie podlega żadnej ochronie w Norwegii) a także dużego czarniaka (15 Lbs). Na naszej łódce tylko 2 dorsze, 1 molwa, 1 czarniak, 1 plamiak – rozmiarami nie imponują. Nie zanosi się na poprawę pogody ani poprawę wędkowania, więc o 7 wieczorem kończymy nasze tegoroczne wędkowanie w Vennesund17-Rdzawiec Aleksandra nieco rozczarowani jego wynikami. Ale jesteśmy optymistami i wierzymy, że za rok będzie lepiej! Czeka nas jeszcze czyszczenie łódek oraz sprzętu a także rozliczenie się za pobyt. Wcześnie rano, po pożegnaniu się ze Zdzichem wyruszamy w powrotną drogę. Z Aleksandrem, Jarkiem, Konradem, Mirkiem i Wojtkiem, pożegnamy się w Trondheim, skąd polecą oni do USA.
   Natomiast autor, Jacek i Wiesiek, samochodem (promem przez Bałtyk), dopiero za 3 dni wraz z rybkami w steropianowych pojemnikach, dotrzemy do swoich domów.  
  Plany na wędkowanie w 2018 roku, podejmiemy zapewne pod koniec roku. Gdzie? – trudne do ustalenia w tym czasie. Ale może powtórnie do Norwegii i Vennesund?
 Dane wędkowania:
   Wędka morska 6,6 stóp firmy Ugly Stick (medium action) z kołowrotkiem Avet (multiplicator) z nawiniętą plecionką (używam koloru żółtego) o wytrzymałości 80 Lbs i długości min. 300 yard (na duże ryby). Dobrze jeżeli można nawinąć więcej gdyż wędkuje się też i na większych głębokościach.
   Moje uzbrojenie wędki na małe ryby dorszowate lub makrele to: wędka 6,6 stóp, kołowrotek multiplicator firmy Penn (mniejsze przełożenie od kołowrotka Avet, linka 50 Lbs test, przypon z 3 przywieszkami z doczepionym na końcu pilkerem (8 – 10 uncji) z kotwiczką na końcu. Waga obciążenia zestawu zależy od siły pławów, głębokości łowiska i gatunku ryby na którą wędkujemy. W przypadku wędkowania gdzie dno jest kamieniste, używam pojedynczego haczyka na przynęcie, aby uniknąć zerwania zestawu.
  Wędkować można na przynęty takie jak: pilkery zakrzywione na końcu (tzw banany), ciężkie płaskie pilkery (300 – 400 gram), „gumy” czyli tzw kopytka lub lżejsze główki dżigowe a także na tzw. „choinki (z 3 – 4 przywieszkami (kilkoma haczykami ozdobionymi np. piórami, koralikami czy barwną folią) - dobre na makrele, śledzie i małe ryby dorszowate.  
  Na łódce konieczny jest hak (jest z reguły na wyposażeniu łódki, ale trzeba sprawdzać) do wyciągania dużych ryb z wody.
   Dystrybutor z benzyną jest blisko pomostów do których cumuje się łódki. 18-W drodze do Polski - Norwegia
   My łowiliśmy z największych dostępnych w Vennesund łódek o długości 19 stóp (dobre dla max. 4 wędkarzy) wyposażone w silnik o mocy 60 KM. Można zarezerwować i mniejsze lub małe łodzie czarterowe z kapitanem. Każda łódka jest wyposażona w przycisk alarmowy (w przypadku braku połączenia telefonicznego), który w przypadku zagrożenia, po przyciśnięciu, automatycznie podaje na ląd pozycję łódki.
   Metoda wędkowania to przeważnie dżigowanie, ale można też wędkować z gruntu na dużych głębokościach (300 – 450 stóp) molwy i brosmy, na kawałki pokrojonej ryby (np. makreli). Bardzo rzadko wędkarze wędkują na spinning (na ciężkie blachy, silikonowe twistery i rippery). Metoda ta sprawdza się najczęściej podczas wędkowania ryb żerujących w toni lub w strefach przybrzeżnych.
 Ryby wędkowane w Vennesund:
  W większości takie same jak w innych rejonach Norwegii:
 Dorsz atlantycki – wędrowny (Gadus morhua)
 Dorsz - rdzawiec _ osiadły (Pollachius pollachius)
 Czarniak (Pollachius viren)
 Plamiak (Melanogrammus aeglefinus)
 Molwa pospolita (Molva molva)
 Brosma (Brosme brosme)
 Zębacz pasiasty (Anarhichas lupus)
 Karmazyn atlantycki (Sebastes norvegicus)
 Halibut atlantycki (Hippoglossus hippoglossus)
 Żabnica Lophius piscatorius)
  Używane angielskie jednostki:
  1 funt = 0,454 kg
  1 uncja międzynarodowa  = 28,349 g
  1 inch = 2,54 cm    1 stopa = 30.4 cm
  1 węzeł = 1,852 km/h (jednostka prędkości = 1 mili morskiej na godzinę)

 Tekst: Józef Kołodziej
 Foto: Józef Kołodziej, Jacek Kołodziej, Jarosław Warzecha
 Korekta: mgr Krystyna Sawa  


 Artykuł ten był drukowany w Tygodniku „PLUS” – w 2018 roku.
 Przedruk za zgodą redakcji Tygodnika „Plus”.
 www.tygodnikplus.com
 
OSTATNIE ARTYKUŁY:

Barakudy z Bahamas
Wędkowanie na Wyspach...
W Pogoni za Makrelą
Długi Łososiowy Szlak
Halibuty z Alaski
Tęczaki z Lake Erie
Szczupaki z Lake Champlain
Dorsze z Massachusetts
Wędkowanie na Gulf Stream
Barakudy z Meksyku
Wędkowanie w Trókącie Ber..
Wędkowanie w Kostaryce
Fluke z New Jersey - USA
Wędkowanie na Kubie
Wędkowanie Tautog - USA
Zimne wędkowania - USA
Królewska Ryba - Łosoś
Wybrzeże Tuńczyków...
Wędkowanie w Polsce-2013
Wędkowanie - Floryda-2013
Black Sea Bass - 2010
Zbiornik Maziarnia - PL 2014
Haddock - N .H . -2013 - USA
Tilefish z Atlantyku-2017-USA
Łosoś z N.Y. State - USA-2017
Wędkowanie Na Wielkim.....
Polinezyjskie Rozczarowanie
Wędkarski pech-Ontario 2016
Wędkowanie w Norwegii 2017
Thousand Island- 2016
Wedko. w Bieszczadach 2014
Wędkowa. na Hawajach - 2014
Wędkowanie - Tuńczyki-2022
Wędkowanie w Norwegii 2015
Wędkowanie na Antiqua-2017