Przygoda z Naturą

BARBÓRKA W GAZOWNICTWIE SANDOMIERSKIM 

         Wiedzę o „prawdziwych” Barbórkach wyniosłem z mojej macierzystej uczelni, Krakowskiej AGH, gdzie jako działacz studencki wielokrotnie w nich uczestniczyłem. Co to były za karczmy piwne, a jakie bale...
  W głównym pawilonie AGH – A0, oraz pawilonach przyległych bawiło się kilkaset osób, do tańca przygrywało kilka wytrawnych orkiestr. Karczmy piwne wyłącznie zastrzeżone dla mężczyzn były niesamowitym spektaklem...Szczególna Barbórka odbyła się w roku milenijnym 1966 (byłem wtedy na pierwszym roku studiów).
   W Święto Barbary, 4 grudniaUczestnicy I Barborki w ZG w Sandomierzu ulicami Krakowa przemaszerował paradny pochód górników, a na jego czele, na białym koniu jechał dostojnie rektor AGH, profesor Kiejstut Żemajtis. Ten obraz pozostał mi na zawsze przed oczyma…  

   Historia „klasycznych” Barbórek w Zakładzie Gazowniczym w Sandomierzu datuje się od roku 1986, a więc to już 32 lata temu. Dwa lata wcześniej Zakłady Gazownicze w Polsce zostały „przeniesione” z resortu Energetyki do Górnictwa i tym samym staliśmy się „górnikami”,z ustawowym Świętem w dniu 4 grudnia oraz z pewnymi przywilejami górniczymi.
   W ówczesnym Rejonowym Zakładzie Gazowniczym w Sandomierzu pracowało zaledwie 219 osób. Wiele ciekawych inicjatyw organizacyjnych powstało w Dziale Sieci i Instalacji, którym miałem zaszczyt kierować – jak się później okazało przez długich 20 lat (powstał tutaj między innymi pierwszy w zakładzie papier firmowy, co dzisiaj może wydawać się bardzo banalne). I oczywiście „mój”dział podjął się organizacji pierwszej Barbórki. Wczesną jesienią 1986 roku udałem się do Kierownika Zakładu, nieżyjącego już inż. Dionizego Saltarskiego, któremu  przedstawiłem scenariusz imprezy. Szew z wielką uwagą wysłuchał moich pomysłów i – ku mojej nie skrywanej radości- w pełni je zaakceptował. Ale nie należało cieszyć się przed czasem…Kufel Barborkowy
   Jednym z ważniejszych rekwizytów na Barbórce jest kufel do piwa. Udałem się więc do fabryki porcelany w Ćmielowie, gdzie wspólnie z plastykiem zakładowym dokonaliśmy wyboru modelu kufla, napisów i ornamentyki. Cenę kufla ustaliliśmy na 35 zł. za sztukę. Pamiętam, że po odbiór kufli oddelegowałem kolegę śp. Zbyszka Bidzińskiego, który siłą rzeczy musiał podpisać się pod rachunkiem. Niestety, kufle nie wszystkim przypadły do gustu, a i cena niektórym wydawała się wygórowana (były nawet zwroty - kufel zwróciła między innymi Główna Księgowa Pani Krystyna Jędraszek).
   W związku z zaistniałą sytuacją Dyrektor Saltarski wezwał mnie i Zbyszka do gabinetu  oświadczając , że będziemy musieli zapłacić za niesprzedane kufle z własnej kieszeni .Cena kufli (było ich ok 60) przekraczała moją miesięczną pensję. Nie muszę mówić, jak wielkiej doznałem ulgi, kiedy po paru godzinach zadzwonił do mnie dyrektor informując, że zmienił zdanie i za pozostałe kufle zapłaci Zakład.
   Niezależnie od wszystkiego była to dobra decyzja dla każdej strony, bowiem kufle doskonale sprawdziły się później jako „gadżety” zakładowe...
  Ale wróćmy do sameKufel Barborkowy- ZG Sandomierz - 1986j Barbórki. Scenariusz tej pierwszej był następujący:
    Godzina 11-ta – uroczysta akademia w siedzibie Zakładu Gazowniczego przy ulicy Żeromskiego 14
(uczestniczyło w niej kilkadziesiąt osób);
    Godz. 14 – Msza Św. W Bazylice Katedralnej;
    Godz.15 – początek spotkania towarzyskiego w pobliskiej „Ciżemce”, najelegantszym w tym czasie lokalu w Sandomierzu. Szampańska impreza, na której bawiło się niewiele ponad 100 osób trwała do późnych godzin nocnych. Nie wszyscy wrócili do domu z kuflem...
 Później Barbórki odbywały się na przemian, bądź to w Ciżemce, bądź w kasynie wojskowym, ale zawsze z zachowaniem stałego scenariusza. Pojawiły się też śpiewniki „górnicze”, równie ważny rekwizyt barbórkowy.
  W tym miejscu należy przypomnieć, że był to okres tuż po stanie wojennym; sklepy świeciły pustkami, a towary pierwszej potrzeby były na kartki. Aby poczęstunek górniczy, tzw. „strawne” był godny tego stanu musieliśmy się nieźle nagimnastykować aby zdobyć nieosiągalne wtedy wiktuały jak np. wędlina, piwo ,”woda ognista” itp. I na to też znalazł się sposób. Udałem się więc  z wizytą do nieżyjącego już zarządcy komisarycznemu województwa tarnobrzeskiego, pułkownika Bogusława Jaźwieca z prośbą o dodatkowy przydział paru kilogramów wędlin,kilku butelek „wody”. Zaprocentowała tu znajomość zawarta wcześniej podczas jednego z uroczystych odbiorów sieci gazowej. No i do Sandomierza wracałem bardzo szczęśliwy z talonami towarowymi na zakup 10 kg szynki konserwowej, 15 kg kiełbasy oraz dwóch skrzynek „wody”. Takie to były czasu…
  Ale w sumie bardzo miłe. Przy całej tamtej biedzie, w Zakładzie  panowała życzliwa, iście rodzinna atmosfera, nikt nie obawiał się o jutro, zaś słowo”restrukturyzacja” było nam zupełnie nie znane…


  Tekst:  Andrzej Dziura
 Foto: Ze zbiorów autora   
 Sandomierz 27.12.1986 
                                                                                  

 

OSTATNIE ARTYKUŁY: